Lifestyle

Hobby

Jak wychować miłośnika gier planszowych (i dlaczego warto)?

Tekst www.zuberry.pl • Zdjęcia www.zuberry.pl

2018-09-05
Jak wychować miłośnika gier planszowych (i dlaczego warto)?

Efekty uboczne grania w planszówki? Wyobraźnia, pomysłowość, integracja z grupą. Wyćwiczenie w planowaniu i abstrakcyjnym myśleniu (strategia!). A w przypadku najmłodszych graczy, nauka samodzielnego myślenia, skupienia i (uwaga, ważne!), tego, że nie zawsze się wygrywa (kto widział maluchy przeżywające, że ich pionek nie był pierwszy na mecie, ten wie, jak cenna to umiejętność).

 

 

Zalety gier planszowych można mnożyć i mnożyć, w zależności od tego, po jakie tytuły sięgniemy. W tym przypadku rozrywka i edukacja idą w parze. I jest to związek idealny!

 

Tylko właściwie jak wychować miłośnika gier planszowych? Niestety, nie ma złotej recepty pasującej do każdego malucha, ale jest kilka ważnych i pomocnych wskazówek.

 

 

 

Po pierwsze, trzeba się śpieszyć

W przypadku dzieciczas jest bardzo podstępny. Niczego niepodejrzewający rodzic zakłada, że wszystko ma pod kontrolą, że jeszcze zdąży. Nic bardziej mylnego! Co z tego, że małe, co z tego, że niedawno zrobiło pierwszy krok. Już zlokalizowało przedmiot przez nas, dorosłych, najbardziej hołubiony, ten, który co pół godziny, co kwadrans bierzemy do ręki. Telefon komórkowy! Jakiż on ciekawy: i coś tam gra, i brzęczy, i rusza się. A potem, gdy szkrab nabierze przyśpieszenia, odkryjetelewizor, internet, i „Świnkę Peppę”. A gry, książki? Nuda! Trzeba więc trzymać rękę na pulsie.

 

 

Po drugie, trzeba mieć frajdę

Najpierw rodzic ma mieć frajdę, potem dziecko. Tak, naprawdę. Wertując sklepowe półki z grami, szukajmy takiej, która nam się spodoba, a przynajmniej nie będzie nas odrzucała i uruchamiała systemu notorycznego ziewania. Wiadomo, że trudno dorosłemu emocjonować się grami dla najmłodszych, ale jeśli nie będzie w niej czegoś, co lubimy, to kto nas zmusi, by bawić się nią z maluchem w domu? A jeśli nawet dokonamy tego heroicznego wysiłku, to nasz brak entuzjazmu i zaspana mina prędzej czy później zniechęcą malucha. Rodzic musi być wzorem, nie ma tu odstępstw.

 

 

 

 

Po trzecie, nie od razu Kraków zbudowano

Zaczynamy od prostych gier, takich NAPRAWDĘ prostych. Najpierw coś dobrego dla dwu-, trzylatka, a potem powoli, stopniowo zwiększamy poziom trudności. W pewnym momencie nastąpi przełom i zaczniemy grać z dziecięciem w całkiem już ciekawe gry z coraz bardziej rozwiniętą mechaniką.

 

Na tym punkcie warto się trochę zatrzymać i podrążyć, bo jest kluczowy. W co właściwie grać z takim maluszkiem?

 

Obok tradycyjnego domina i kart Czarny Piotruś na rynku zaczęły się już pojawiać ambitniejsze tytuły dla najmłodszych. Dobrym przykładem jest seria Zu&BerryFabryki Kart Trefl-Kraków. Ukazały się w niej m.in. Rycerze i rabusie, kolorowa, pełna szczegółów gra na spostrzegawczość, Zakręcone labirynty, uczące koncentracji czy wesoła Kraina Zagadek. Są też tytuły bardziej edukacyjne, tj. Poznaję literki, Poznaję cyferki i propozycje dla dzieci od 0 do 3 lat (karty kontrastowe czy minipuzzle Układam stwory). To dobry początek.

 

 

 

Po czwarte, urozmaicenie

Raz to, raz tamto. Gier na rynku jest mnóstwo, nie popadajmy w rutynę. Poza tym, dobierając różne ich rodzaje, lepiej poznajemy gust dziecka. Woli pamięciówki czy domino, karcianki czy typowe „kto pierwszy do mety”, a może coś bardziej zaawansowanego?

 

Po piąte, szóste i siódme, czyli oczywiste oczywistości, o których czasem zapominamy

To niby wiemy, ale bywa różnie. Grajmy z dziećmi, gdy mają na to ochotę, nic na siłę, bo to ma być przyjemność, nie obowiązek. Czasem chcemy, by nasza latorośl polubiła grę, która według nas jest dla niej świetna (uczy geografii, pomaga w nauce historii), a dziecko broni się przed nią rękami i nogami. Lepiej odpuścić.

 

Grajmy,gdy dzieci są wypoczęte, a nie śpiące. Również my, dorośli, nie zmuszajmy się, nie siadajmy do planszy, jeśli mamy zły humor lub jesteśmy zmęczeni po dniu pracy. No, chyba że mamy pewność, rozgrywka wprawi nas w dobry nastrój.

 

 

Po ósme, róbmy gry z dziećmi

To świetna frajda i coś nowego. Najprościej przygotować klasyczny wyścig do mety z przeszkodami (takimi jak choćby strata kolejki) i szczęśliwymi zdarzeniami (na przykład dodatkowym rzutem), ale nic nie stoi na przeszkodzie, by skonstruować coś bardziej wymyślnego. Internet kopalnią pomysłów.

 

 

 

Po dziewiąte, grajmy też sami

Sami, czyli w gronie dorosłych. Dajemy przykład, a to uczy bardziej niż słowa. Zaciekawiony maluch pewnie zaraz będzie chciał pomóc mamie i tacie w graniu. A czasem może bardziej… przeszkodzić.

 

 

Po dziesiąte, grajmy regularnie

Rozciągnąć dobę, tak, by pomieściła wszystko, co chcemy zobić, to zadanie dla magika. Na szczęście są gry, w których rozgrywka trwa nie więcej niż kwadrans. Są i takie, które mieszczą się w kieszeni/torebce i można je ze sobą zabrać w podróż, na wycieczkę, do lekarza. Wszystko da się zrobić. Choć raz na tydzień sięgnijmy po jakąś grę. Najważniejsze, by była to dobra zabawa. Do tego każdy chce wracać.

 

 

Znajdziecie nas na:

https://zuberry.pl/

https://www.facebook.com/zuberry.fanpage/

https://www.instagram.com/zu_berry/