Jak Pan widzi boks, czy tylko jako sport czy może coś więcej?
Boks był moją pasją i należę do tych szczęśliwców, którzy mieli możliwość zrobić z pasji swój zawód!
To sport walki, czy miał Pan zawsze jakieś predyspozycje „fightera”, czy może w młodości były już jakieś „starcia” podwórkowe?
Tak, tak! W szkole i na podwórku było ich trochę (śmiech). Tylko, że jak zacząłem chodzić na treningi i boksować to paradoksalnie już przestałem się awanturować. Zacząłem traktować to na poważnie jako sport.
A myślał Pan w międzyczasie o jakimś innym sporcie czy zawsze był tylko boks?
Równolegle przez trzy lata grałem w piłkę i z treningu piłkarskiego szedłem na trening bokserski. Kiedy zaczęły się moje pierwsze sukcesy w boksie, to były lata 1980-1983 zdecydowałem się zostać pięściarzem.
Boks wyrabia charakter?
Myślę, że jak każdy sport. Przede wszystkim jest to sport walki, jest tu dużo wyrzeczeń i cierpliwości. To taki sport, gdzie „boli” i gdzie trzeba być twardym. Poza tym trening bokserski jest najcięższym treningiem ze wszystkich sportów w ogóle, często przechodzi się też różne kryzysy np. w czasie treningów.
Gdzie czuł się Pan zawsze bardziej popularny w Polsce czy w Niemczech?
Zawsze większy szacunek i respekt do nie mieli chyba Niemcy. Czym to mogło być spowodowane? Czy może Niemcy bardziej interesują się boksem? Nie mam pojęcia, jakoś tak zawsze było, że czułem tam trochę większy szacunek.
W jednym z wywiadów powiedział Pan, że kocha Pan Polskę, ale to Niemcy dały Panu chleb…
Zgadza się. RFN dało mi paszport i stworzono mi tam takie warunki, gdzie mogłem się rozwijać. W Polsce na takim poziomie było to wówczas niemożliwe. A jak jest dzisiaj? Od paru lat jest Pan w Polsce często obecny w mediach itd. Czy ta popularność między obu krajami się zrównoważyła czy nadal jest jakaś różnica? Tu u nas jestem dość „aktualny,” choć ludzie na ulicy mnie pytają kiedy następna walka? Wtedy im odpowiadam, że już osiem lat nie boksuję… Jestem zapraszany do różnych programów, wywiadów itd., choć mimo wszystko nie jest to tego typu popularność, którą miałem za Odrą.
A teraz żyje Pan pomiędzy Niemcami a Polską? Czy bardziej jest Pan w Polsce?
Teraz już jestem w Polsce.
A coś może Pana zniechęciło do Niemiec, że postanowił Pan na tym etapie życia być nad Wisłą?
Nie planowałem tego, to stało się jakoś z dnia na dzień. Wróciłem tu w 2003 roku, choć byłem też trochę tu, trochę tam, a od 2005 roku byłem już w Polsce cały czas. Są tu inne możliwości, świeży rynek, jest jakoś inaczej.
A jeżeli chodzi o niemieckie media, typu Bild-Zeitung, to nie było tak, że miał Pan już trochę dość takiego szumu?
Nie, nie, oni byli twardzi, dostałem tam od dziennikarzy niemieckich dobrą szkołę! (śmiech). Wiadomo, że tam „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. Dzięki nim byłem bardzo popularny w Niemczech. Oglądało mnie po 10 milionów ludzi; wszystko dzięki mediom.
Prowadził Pan takie życie, które nadaje się na film, jednocześnie był Pan wzorem dla Pana znaczą?
Bardzo ważne było dla mnie zwycięstwo w 1998 roku z Markiem Prince`m w Oberhausen. Mimo że wtedy byłem już mistrzem 4 lata to była to moja pierwsza walka, gdzie boksowałem bardzo świadomie. Po wygranej bardzo się cieszyłem, bo wszystko było tu umyślnie „tak z głową” zaplanowane i w stu procentach się udało – parę rund poboksowałem, a potem go znokautowałem.
Pan miał bardzo agresywny styl walki, stąd ten przydomek „Tiger”. Czy ten styl walki został jakoś wypracowany, czy wziął się on z Pańskich predyspozycji?
Ja wybrałem taki styl najbardziej „na skróty”. Nie byłem bardzo finezyjny – lewy prosty, lewy sierp, to była moja ulubiona kombinacja, którą opanowałem do perfekcji, a przy tym potrafiłem atakować na bliskim dystansie, to wszystko udało mi się dopracować prawie idealnie. Prawdopodobieństwo pokonania przeciwnika przy takim sposobie walki było większe, niż przy jakimś innym.
Jak Pan widzi teraz polski boks? Kto Pańskim zdaniem jest najlepszy?
Jest Masternak, Jonak, Szpilka i jeszcze paru innych dobrych chłopaków. Mimo to, że boks amatorski jest u nas tragiczny i prawie go nie ma, to chłopaki dają sobie radę i słychać o nich na arenach międzynarodowych. Nie jest tak najgorzej, w porównaniu np. z Węgrami czy Czechami, to jest u nas lepiej.
A co należałoby zrobić z boksem amatorskim?
Przede wszystkim chodzi o finanse. Polski Związek Bokserskinie ma pieniędzy, żeby wysyłać zawodników na zagraniczne turnieje,żeby mieli sprawdziany z konkurencją, nie ma pieniędzy naobozy. Juniorzy muszą mieć bogatego tatę lub wujka, a potem jakzawodnicy są seniorami, to mają już żonę, dzieci i nie stać tych ludziżeby boksować. Żona powie: „ciągle Cię nie ma i jesteś poobijany,nerwowy, a my nie mamy co do garnka włożyć”. Dlatego nie ma dziśmożliwości dla amatorskiego boksu. Poza tym jest to też ciężki sport.
A jak jest w Niemczech?
Jest trochę lepiej niż u nas, jest więcej teamów bokserskich, ale też jest słabiutko. Dokładnego rozeznania nie mam, ale nie jest dobrze.
A może ludzie teraz trochę bardziej interesują się innymi sportami walki, tak jak np. MMA?
Tak, na pewno, MMA, KSW są teraz w modzie a boks jest ciężkim sportem, gdzie niełatwo jest zdobyć sponsorów.
A nie miałby Pan chęci spróbować jakiegoś nowego sportu walki?
Nie, ja już jestem starszym panem! (śmiech)
Założył Pan fundację, dużo Pan pomaga. Skąd się wzięła taka idea? Ktoś może podsunął taki pomysł?
Ja w ogóle często pomagałem i chciałem, żeby to poszło w jednym kierunku dla takich chłopców jakim ja kiedyś byłem – chłopców, którzy nie mają dobrych warunków finansowych. Jako fundacja dużo też jeżdżę po domach dziecka, szpitalach, szkołach, itd. I to jest najlepsza strona tej działalności, nie ta finansowa (choć ona też jest bardzo ważna) ale to, że udzielam się sam osobiście, że jestem na spotkaniach z młodzieżą. To mnie kosztuje najwięcej pracy, ale też daje mi najwięcej radości.
Pan w ogóle sporo mówi o pomaganiu…
Spłacam swój dług wdzięczności. Kiedyś pomógł mi trener, jak byłem małym chłopcem – dzięki tym pieniążkom, które od niego dostawałem na początku swojej kariery mogłem realizować i kontynuować swoją pasję.
Stał się Pan dobrym biznesmenem…
Staram się jak mogę, potrafię sobie dobrać dobrą drużynę, mam dobrych doradców i wspólników.
To był Pański pomysł na napój energetyczny?
Kiedyś jak stałem się ”tygrysem” zarejestrowałem znak towarowy. Jakiś czas temu firma, która miała trudności ze sprzedażą swojego napoju zwróciła się do mnie i wylicencjonawała ode mnie ten znak. Teraz użyczam moją markę.
Wkrótce będzie Pan miał własne kosmetyki?
Tak, za jakiś czas ukażą się one na rynku.
Nie brakuje Panu adrenaliny?
Nie, w sumie boksowałem 25 lat, z czego 14 lat zawodowo, gdzie 9 lat byłem mistrzem świata. Już nie mam żadnego „ciśnienia” na adrenalinę.
Uprawia Pan teraz może jakiś inny sport? Jak Pan dba teraz o formę?
Dużo biegam. Dotychczas przebiegłem cztery czy pięć maratonów. Chodzę też na siłownię, ale nie często bo nie lubię siłowego treningu.
Żadnych sparingów?
Nie, nie sparuję. Nie wkładam rękawic.
Czyli definitywnie odwiesił Pan rękawice na kołek?
Tak, absolutnie.
Jest Pan uważany za twardziela. Jaki według Pana powinien być mężczyzna dziś?
Nie mam pojęcia (śmiech). Najważniejsze, żeby się dobrze czuć ze sobą samym. Na pewno jest coraz mniej tych „prawdziwych” facetów. Trudno mi podać jakiś konkret, bo wszystko można traktować dwuznacznie.
Czy Pan jako bokser zaznał jakiejś prowokacji do walki na ulicy? Chciał Pana ktoś gdzieś specjalnie zaczepić?
Miałem kiedyś w Sopocie na Monciaku jakąś awanturę, ktoś chciał mnie specjalnie sprowokować, ale wszystko skończyło się pozytywnie.
To prawda, że miał powstać, bądź ma powstać film o Panu?
Tak, pracujemy nad tym ale jeszcze nie ma nic konkretniejszego.
Ale miałby on powstać w Polsce czy w Niemczech?
Nie wiadomo czy nie powstanie on nawet w USA, są też propozycje z Polski, Niemiec, muszę porozmawiać z kilkoma osobami i podjąć decyzję.
Pan często mówi, że nie lubi być sam…
Tak, to taka moja słabość, nie lubię i nie potrafię być sam.
Ma Pan jakieś konkretniejsze plany na przyszłość?
Planujemy dzidzię z moją małżonką.
A zawodowo, publicznie?
Nie mam jakiś większych „rzeczy”. We wrześniu będę chrzcił cyrk z tygrysami (śmiech).